Mówię „nie” dla niej samej. Oto czego warto nauczyć swoje dziecko.
Mój Mąż podzielił się ze mną swoim zdumieniem. Nie wiedział za bardzo jak to zrobić, więc zaczął delikatnie: – Jestem zaskoczony, że tak definitywnie jej odmawiasz… – Ale, że w jakim sensie definitywnie? – zapytałam. – No, że się nie cackasz. Mi to by chyba serce pękło jakbym miał jej powiedzieć nie. – Skwitował w taki sposób, że w pierwszym momencie myślałam, że rozmawiamy o obdzieraniu jej ze skóry a nie odmowie czytania TERAZ bajek. – No cóż, mi nie pękło. Mówię jej nie, bo jak inaczej ma się tego nauczyć? A co zrobiła Ola? Poszła kroić plastelinę.
Co zabiorę z płonącego budynku? MINIMALIZM level hard.
Internet aż wrze od postów osób, które się licytują, kto z nich jest większym minimalistą. Bo nie można nim być mając 30 par skarpetek albo będąc prawnikiem (taki argument też widziałam). Bardzo lubimy udowadniać, że jesteśmy w czymś lepsi, że nasze życie jest bardziej „życiowe” niż innych i że umiemy lepiej. A przy tym często ściągamy w dół tych, którzy mają dobre chęci i się starają.
Mniej znaczy więcej – esencjalizm w naszym życiu.
Mamy jesień. Obserwuję z Olą drzewa i bardzo spokojnym tempem (bo nie umiem chodzić szybko) zmierzam do domu. Myślę już o ciepłej kawie z mlekiem jaką sobie za chwilę zaparzę, kiedy mój wzrok pada na pędzącą z naprzeciwka dziewczynę. Niby nic dziwnego, po prostu się spieszy, ale… jednocześnie zajada sałatkę z plastikowego pojemnika. To niezwykle krótkie doświadczenie stało się powodem mojej konsternacji. Bo czy tak właśnie wygląda nasze życie na co dzień? Czy pośpiech nie decyduje o nim za bardzo? I czy esencjalizm jest odpowiedzią na pytanie: jak to zmienić?