10-rzeczy-w-8-miesiecy
Lifestyle

8 miesięcy życia w Wielkiej Brytanii i 10 zaskakujących rzeczy

Od 8 miesięcy mieszkam na obczyźnie. Początki pełne są nowości. Dużo spraw załatwia się inaczej, wielu rzeczy nie rozumiem, muszę o pewnych kwestiach pamiętać. Nie wyssałam ich z mlekiem matki a raczej zderzyłam się z nimi na miejscu. Mimo to uważam, że mnóstwo rzeczy jest tu łatwiejszych niż w Polsce. Kwestie, które denerwowały mnie w rodzinnym kraju tutaj są nie do przyjęcia – ba, są odpowiednie procedury na walkę z nimi. Czym zaskoczyło mnie UK? Oto 10 zaskakujących rzeczy, których się nie spodziewałam.

10 zaskakujących rzeczy w UK

1. Szalona pogoda

Myślałam, że mgła i deszcze w Wielkiej Brytanii to stereotyp przekazywany przez filmy. Do momentu, kiedy nauczyłam się, że branie przeciwdeszczowej kurtki mija się z celem. Bardzo szybko zaczęłam odróżniać prawdziwy deszcz od brytyjskiego „showera”. Wielka Brytania jest pod ciągłym wpływem dwóch prądów: jednego z Afryki, drugiego z bieguna północnego – i one ze sobą ciągle walczą, dlatego pogoda zmienia się, co kilkanaście minut. Odczytanie porannej temperatury daje mi jedną, podstawową informację: wiem czy założyć grubszy sweter czy nie – to wszystko. Kurtka zimowa to wciąż ten sam płaszcz co jesienią, nie doświadczyłam jeszcze chłodu prawdziwej zimy. I bardzo możliwe, że go nie doświadczę.

Ciągłe zmiany pogody przekładają się na gigantyczny plus: w ogóle przestałam myśleć w kategoriach „oby było słońce”. Teraz myślę „pogoda to żadna przeszkoda”. Brytyjczycy wyjeżdżają na zagraniczne wakacje żeby się wygrzać, bo tylko w ten sposób mogą liczyć na pewne słońce. W UK nie ma na to szans.

Kiedy mój Mąż zapytał znajomą Brytyjkę jak sobie radzi z zimnem odpowiedziała rozbawiona: Bart, musisz sobie kupić sweter! – piękne podsumowanie podejścia do pogody.

2. Grzyby na ścianach

Skoro już o klimacie rozmawiamy to niestety bardzo częstym, „typowym” i praktycznie niemożliwym do rozwiązania problemem jest grzyb. Mieszkania i domy są chłodne i wilgotne – ciągłe deszcze sprawiają, że tego grzyba nie można dosuszyć. Skutek? Pojawiający się grzyb. 

Kupując dom najczęściej sprawdzasz czy pachnie grzybem!!!

To mnie bardzo zaskoczyło, bo sądziłam, że raczej patrzysz na to czy dom jest osadzony w ziemi, jakich masz sąsiadów, czy jest garaż, jaki ma układ, itd… Na polskiej grupie ludzie przekazują sobie informacje po czym poznać, że właściciel ukrył przed nami grzyba!!! Są na to sposoby ;)

Stety-niestety, mam przyjemność doświadczać polskiego i brytyjskiego podejścia do grzyba. Kiedy w Polsce sąsiadka zalała nam mieszkanie i pojawił się plamy na suficie skorzystaliśmy z usług profesjonalnej firmy, która momentalnie się z nim rozprawiła (mają też filię na Śląsku – jeśli to bardziej Twoje rejony zajrzyj tutaj). Gdybyśmy mogli zabralibyśmy tych specjalistów ze sobą do Wielkiej Brytanii. W zeszłym miesiącu po awarii łazienki pojawił się nam grzyb – efekt pracy hudraulika! Pan tak pięknie wszystko zaszpachlował, że przez wilgoć z farby pojawiła się pleśń. I to pojawiła dosłownie z dnia na dzień. Rozmowy z właścicielem, oglądanie grzyba przez fachowców (+ robienie zdjęć, co jest mega ważne, bo tu wszędzie robią zdjęcia!), analizowanie co zrobić i tak naprawdę brak dobrych firm, nawet z polecenia powoduje, że szukamy własnych metod na jego pozbycie się. A wierzcie mi, że na pomysłowych polskich grupach „wujków dobra rada” nie brakuje.

skuteczneusuwanie.pl

A ponieważ grzyb może być bardzo toksyczny korzystajcie z usług specjalistów, nie działajcie domowymi metodami!


3. Ale ma to też swój plus: zieleń tutaj jest oszałamiająca.

To nie przypadek, że Wielka Brytania i Irlandia nazywane są zielonymi wyspami. One są zielone w niezwykły sposób. Jadąc ostatnio pociągiem do Manchesteru zwróciłam uwagę na to, że las ma piękny, szmaragdowy kolor – tak nietypowy dla Polski. Zielone pola, surowe skały spowite we mgle – te widoki są niezwykłe. Szczególnie, że w tym czasie w Polsce zdążył spaść już śnieg a nasze pola wyglądają na późną wiosnę.

4. Anglicy się nie spieszą.

Mają swoje tempo załatwiania spraw – często dużo wolniejsze niż Twoje. Czasami po 2 dniach dostaję informację od manager budynku, że czeka na mnie paczka. Ale to, co mnie mega zaskoczyło i to na plus to ich procedury. Chcesz złożyć skargę? Pobierz gotowe formularze. Nie znasz swoich praw? Sąsiad przekracza granice sąsiedzkiego pożycia?

Na wszystko są procedury, zgłoszenia, cykl postępowania, specjalna infolinia – dowiesz się krok po kroku gdzie masz pisać, gdzie co zgłosić, w jaki sposób, co zrobić jeśli sprzedawca nie reaguje. Twoje prawa jako klienta czy użytkownika są tu dużo bardziej chronione niż w Polsce. Wyobraź sobie, że masz 30 dni na zwrot zakupionego auta bez podania przyczyny. Co więcej, jeśli sprzedawca się nie zgodzi możesz wnieść sprawę do tzw. Small Court, gdzie w szybkim trybie odzyskasz swoje pieniądze. Ludzie z tego korzystają, nie biorą prawników – opisują sprawę i wygrywają zwrot w sądzie.

Zwrot za nieuczciwą opłatę/przelew w banku? Dzwonisz i załatwiasz – bank po prostu zwraca pieniądze, bo wie, że chroni Cię prawo. W Polsce spotkałam się ze stwierdzeniem: „już po ptakach, proszę zgłosić na policji.”

5. Ogromne zaufanie do Ciebie jako obywatela

To mnie zaskoczyło, bo jednak nauczona tym, że urzędnik zawsze zakłada twoją złą wolę i oszustwa noszę na barkach poczucie, że jestem skanowana i prześwietlana przy rozmowie z urzędnikiem. Tutaj tak nie jest. Władze zakładają, że jeśli podpisujesz oświadczenie to mówisz prawdę. Mają zaufanie do Ciebie jako dorosłego człowieka. Jeśli starasz się o benefit i mówisz, że nie masz oszczędności to nie dostarczasz miliona zaświadczeń, że tak jest. Jasne, są kary za kłamstwo. Ale oni z góry nie zakładają, że kłamiesz, bo i po co? Dorosłe, ludzkie podejście jakiego brakuje nam w Polsce. 

6. Służba zdrowia pilnuje mnie lepiej niż ja sama

Rejestrujesz się i dostajesz list. Szczepienie, kontrola, cytologia – dostajesz list z prośbą o zapisanie się na wizytę. Jeśli zapomnisz – przypomną. Wyślą sms z potwierdzeniem. Przychodnia? Wygląda jak prywatna klinika. Lekarz wychodzi po Ciebie i dba o Ciebie od wejścia do wyjścia. Z tego co słyszałam porodówka i usługi na niej świadczone są porównywane do polskich prywatnych szpitali. Szacunek na każdym kroku, troska, opieka nad pacjentem. I wszystko w systemie – książeczka papierowa? Odchodzi się od niej na rzecz elektronicznej kartoteki. Nie ma tu sytuacji, która spotkała mnie w polskiej przychodni kiedy starsza lekarz mówi do młodszej: – Weź tą salę, tam masz komputer, wiesz, że ja nie korzystam, hahaha.

7. Bezdomni i kontakt

To nie jest ten rodzaj bezdomności jaki mogłam zaobserwować w Polsce. Jasne, są tutaj ludzie, którzy proszą o parę groszy i nie wyglądają najlepiej. Ale czy wiesz, że nikt nie ignoruje ich wymijająco? Ludzie się zatrzymują, rozmawiają, pytają jak się masz. Policja żartuje i każdy wymienia parę słów. To była rzecz, która uderzyła mnie po oczach. Bardzo dużo uwagi zwraca się tu na drugiego człowieka i wielokrotnie pyta się: jak się masz? Ma się wręcz wrażenie, że mimo swojego dystansu i chłodu Anglicy szukają kontaktu z drugą osobą, wszędzie zagadują, w kolejce (kolejki to świętość – spróbuj się wcisnąć a starszy Anglik spuści Ci łomot… serio!), na wejściu do sklepu, po drodze – na spacerze. To całkiem normalne i nikogo tutaj nie dziwi.

8. My love

Mieszkam w West Yorkshire i ten rejon słynie z tego, szczególnie okolice Leeds, że pani w sklepie zwraca się do Ciebie „Love”. „Hello Love! How are you Love?” – w pierwszym momencie brzmi bardzo dziwne, ale jest to rzecz tak typowa i tak szybko się do niej przyzwyczajasz, że nie dziwi cię kurier rzucający „Thanks Love”. Aczkolwiek nie wykluczam, ze można to dość opacznie zrozumieć i uwierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia z pierwszym napotkanym Anglikiem :)

9. Anglik boss

Spotkałam się z tym wielokrotnie, ja sama czy znajomi: w pracy nie ma rozróżnienia na pozycję pan-podwładny. Trzeba zapierdzielać? Szef w garniaku łapie za miotłę i zamiata, wynosi kosze, dźwiga ciężary. Jasne, on jest szefem, możesz go nie lubić, może cię traktować różnie, ale nigdy nie będzie stał i się patrzył jak jest robota do zrobienia. Oczywiście, jak w każdym miejscu zdarzają się lenie, ale takich jeszcze nie doświadczyliśmy. Szacunek do Ciebie jako człowieka, podkreślanie troski na każdym kroku (nawet jeśli fałszywej, nawet jeśli wynikającej z kultury) jest miłe i ważne. To może wynikać z innej kultury pracy, ale jednak ma miejsce. Dodatkowa ciekawostka: jeśli stracisz pracę z powodu rasizmu i napiszą o tym w dokumentach to nie znajdziesz nigdzie pracy. Czy to kogoś dziwi w kraju, gdzie związki homoseksualne mają prawo wziąć normalny ślub? Dla mnie to tylko dopełnienie obrazu. 

10. Wykładzina w każdym pokoju, łącznie z łazienką

Anglicy nie mają gustu. I to nie tylko pod względem wystroju domów, ale i ubrań, które noszą. Niestety najczęściej noszą to samo: legginsy, skórzane spodnie, brzuchy na wierzchu niezależnie od wieku czy figury. Oczywiście nie mówię, że wszyscy: mówię o moich doświadczeniach podpatrzonych na ulicy ;)

Tapety na ścianach – każda z innej parafii, róże na dywanie, róże na ścianie, wszystko w dziwne wzory i żaden do siebie nie pasujący – to ich chleb powszedni. Oczywiście młodzi ludzie urządzają domy zupełnie inaczej, co nie zmienia faktu, że większość miejsc, które możesz wynająć są pełne takich wykładzin i tapet. Lucy z kanału „English with Lucy” w jednym z ostatnich filmów podkreśliła, że wykładzina w toalecie to standard, który zrozumieją tylko Brytyjczycy. I jest to prawda. 

Moja subiektywność


Są rzeczy, które pozytywnie mnie zaskoczyły a są i takie, które rozczarowały. A pamiętam jeszcze jak nie mogłam zrozumieć narzekania znajomej 3 lata temu, która mówiła o grzybie na ścianie. Nauczona polskim doświadczeniem nie rozumiałam czemu nie załatwi ekipy, która szybko go usunie. Inny świat – widzę do teraz, będąc na jej miejscu. 

Oczywiście cały wpis jest zapisem moich uczuć. Wiem, że są Polacy, którzy mają inne doświadczenia i widzą inne zalety UK. To moje pierwsze wrażenie po 8 miesiącach życia tutaj. Ciekawe co będzie dalej…

Wpis powstał we współpracy z marką Dezynfeusz.

One Comment

  • Paulina

    Lubię czytać takie ciekawostki :) Sama mieszkam na obczyźnie- Holandia. I też widzę różnice między Polską. I tu też podoba mi się zieleń :D Nie ma wycinania drzew na potęgę, miasta są zielone. I także tutaj nie należy wpychać się w kolejkę. Z opieki lekarskiej też jestem zadowolona. A ogólnie, to uważam, że w każdym kraju są plusy i minusy życia. Życzę wszystkiego dobrego i powodzenia na Wyspach!

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *